Islandzki freeganizm

 Z kategorii dobre wieści, są tu wspaniałe skipy. Dla świeżych w temacie, freeganizm to antykonsumpcyjne podejście do świata, które pozwala wyrwać się z zaklętego kręgu sztucznie pompowanego popytu i podaży. Brzmi poważnie co? A tak serio to całkiem niezła zabawa, szczególnie kiedy uruchomisz w sobie zapomniany instynkt łowcy. Supermarkety wyrzucają  nieprzebrane ilości jedzenia, które nadal nadaje się do spożycia. Szczególnie sprzyjają fanom warzyw i owoców, jako że te łatwiej się psują. Siatka ekologicznych cytryn, spośród których jedna pokryła się pleśnią, ląduje zatem w kontenerze. My polujemy i korzystamy. 

Na Islandii, ale także w Norwegii, gdzie za młodu, aktywnie pasjonowałam się freegańskim zdobywaniem pożywienia, łowy zazwyczaj są dość okazałe. Moją dawną pasję, tutaj z dużym zaangażowaniem, przejął Billy. Uwierzcie mi, że dawno nie widziałam takiego blasku w jego oczach, jak teraz, gdy z zaciekawieniem podąża wieczorem, po zamknięciu sklepów, sprawdzić czym uraczyły nas, za darmo, kontenery. Za darmo to słowo kluczowe. Billy uwielbia wszystko, co bezpłatne, najchętniej w ogóle nie kupowałby nic, wycierał się ręcznikami hotelowymi i brał prysznic na basenie z użyciem dostępnego tam mydła. Jest w tym perfekcyjny. Zero waste.

Lokalne markety pozwalają nam jeść z prawdziwą klasą i na poziomie. Mozzarella di bufala, wędzone łososie, świeże soki wyciskane, wśród których mój faworyt -> nasycony pikanterią imbiru Ginger up, czy francuskie ciasto na croissanty, w ciekawych obrotowych puszkach. Nic tylko brać. Kupowanie tutaj mija się z celem. Oszczędzamy zatem pieniążki, bo w naszych głowach pęcznieje już kolejny życiowy projekt. Ale o tym kiedy indziej. Podziwiajcie jak się stołujemy na Vestmannaeyjar, za Darmo. 

1+

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *