Czym jest maskonur?

Jednym z plusów mieszkania na małej wyspie jest codzienny widok oceanu i skalistych klifów, który uspokaja i relaksuje wzrok. Świat trwa mimo wszystko, wiatr wieje mocno, dając odczuć na własnej skórze, że my też. Odchodzi w chwilowe zapomnienie obecnie skłopotana sytuacja epidemiologiczna i polityczna ojczyzny.

Na islandzkim Heimaey, w tej dramatycznej scenerii ma swój dom największa na świecie kolonia atlantyckich maskonurów. Lokalna turystyka tym właśnie ptakiem stoi. Znaki wskazujące drogę do głównych atrakcji na wyspie mają kształt głowy maskonurów, w siedzibie SeaLife Trust można wybrane osobniki dokarmiać i głaskać, znajduje się tu też pięknie wkomponowane w krajobraz obserwatorium (foto tytułowe), a logo hotelu, w którym pracuję dla odmiany przyjęło formę maskonura. Zdaje się, że można było też zjeść je w niektórych tutejszych restauracjach, świat przewrotnym jest. 

Wpadłam zatem i ja w sidła maskonuro-manii. Kto nigdy nie widział tego ślicznego stworzenia, które przypomina miniaturowego, barwnie umalowanego pingwinka, niech mnie nie ocenia. Dodatkowo dumnie stoi wyprostowany na swoich pomarańczowych, płetwokształtnych nóżkach wczepiony w dramatyczną scenerię klifu, a w locie zalotnie, szybciutko trzaska małymi skrzydełkami.  Nie da się pozostać obojętnym na te wdzięki.

Pierwsze co nabyłam, to dyskretna przypinka w wiadomym kształcie. Później wcisnęłam temat maskonura w moje hafciarskie próby. Przez ponad tydzień wspólnie składaliśmy puzzle z ptasim motywem, aż w końcu wzięłam udział w tradycyjnej na wyspie procedurze ratowania młodych. Tutaj, przez cały miesiąc sierpień, gdy tylko zapada zmierzch na ulice wypełzają ludzie, wszelkich maści i kategorii wiekowych, pieszo i samochodami, z kartonowymi pudełkami w dłoniach. Jest to lokalne pogotowie maskonurowe. Odkarmione młode maskonury, nieobyte w sztuce latania podejmują swoje pierwsze próby dotarcia do oceanu. Oślepione światłami miasta często spadają zamiast do wody, w teren zabudowany, a że nie umieją jeszcze wzbijać się do lotu, mieszkańcy Heimaey wyciągają do nich pomocną dłoń. Zgarniają je z ulicy, pakują do pudełek, ważą i mierzą, by stale kontrolować liczebność populacji, a następnego dnia, na jednym ze skalistych klifów zwracają wolność. 

Zacna to tradycja pomyślałam jako świeżak, kiedy po raz pierwszy, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, zobaczyłam samochód terenowy zbliżający się do krawędzi wyspy, gdzie ja akurat usilnie szukałam szlaku wędrówkowego. Z auta wysiadła cała rodzina, od dziadków, przez rodziców po dzieci. Te najmłodsze dzierżyły pudełka. Z wyczuciem i uśmiechem na twarzach wyrzucały kolejne maskonury w stronę wody. Wszyscy głośno o czymś rozprawiali. Kiedyś, jako dorośli, z rozrzewnieniem będą wspominać te momenty bliskości z naturą i z sobą nawzajem. 

Miałam i ja to szczęście, wyrzucić swojego maskonura w morze. Pomyślałam nawet życzenie. A co!

IMG-7255
3+

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *