O Reykjaviku!

Park Klambratun, Reykjavik

Noi jestem. Islandzka przygoda-czas start. Dotarcie tutaj vanem jest skomplikowane i kosztowne. Dlatego dajemy odpocząć maszynie na polskim parkingu i tym razem, jakkolwiek niechętnie, podróżujemy drogą lotniczą. Choć wydawałoby się, że samolot linii WizzAir początkowo nie chciał dotykać islandzkiej ziemi, i jak poparzony tuż przed lądowaniem w Keflaviku poderwał się ponownie w górę, by wreszcie zakołować 15 minut później, w końcu jestem. Inspektorzy zdrowia w maskach i fartuchach odrazu przeszli do rzeczy i wtykali swoje podłużne papierowe patyczki wgłąb mojego nosa i gardła, sprawdzając czy nie wwożę na wyspę, oprócz dużej dozy ekscytacji, także choćby małej dawki wirusa. Kazali siedzieć 5 dni na kwarantannie zanim zechcą zbadać po raz wtóry i ewentualnie zezwolić na frywolne funkcjonowanie. Mimo tego z uśmiechem rozdziawiałam paszczę i poddawałam się grzecznie wszystkim procedurom, wiedząc, że oto wreszcie jestem na obcej ziemi, że niedługo zobaczę Billy i wspólnie rozpoczniemy nowy rozdział życia o roboczym tytule Islandzka przygoda. 

Odtąd codziennie z naiwnością dziecka, uważnie obserwuję wszystko, co mnie otacza, by w ten sposób weryfikować i poszerzać swoją wiedzę o tym kraju. Pomaga mi w tym książka pt. “Zostanie tylko wiatr. Fiordy zachodniej Islandii”, podarowana wraz z pięknym, minimalistycznym naszyjnikiem, dla otuchy w nowej podróży, przez moją przyjaciółkę. Wielkie dzięki. Książka w wyśmienitym, surowym stylu trafnie opisuje specyfikę tutejszej mentalności. Ta wiedza, poszerzona o opinie Polaków, przypomnę, że jesteśmy największą mniejszością narodową na Islandii, pozwala mi powoli budować mój prywatny obraz wyspy. 

Wiem już, że sprowadzenie psa na Islandię (dla mnie istotna sprawa), jest drogie oraz drogą przez mękę. Czterotygodniowa kwarantanna w specjalnym ośrodku na własny koszt, stres psa, dodatkowe opłaty za przelot, jako że nie wszystkie linie lotnicze akceptują zwierzęta na pokładzie. Na ten moment zmuszona jestem odmówić, podziękować i tęsknić. Podług polskiego kierowcy, który para się przewozem rodaków z lotniska do Reykjaviku i spowrotem, psy lokalne mają charaktery właścicieli, tj. są zimne i ostrożne w kontakcie. Z moich dotychczasowych obserwacji wynika jednak, że pieski na ulicach dość dzielnie merdają ogonkami, a ich właściciele pomimo niskiej temperatury, w krótkich rękawach cieszą się ostatnimi promieniami letniego słońca. Ja oglądam ich w grubym polarze i z dobitnym odczuciem chłodzącej mocy wyspiarskiego wiatru. 

IMG-7149

Odbyłam zatem sobotni, wieczorny spacer po centrum Reykjaviku. Saturday night fever ma się rozumieć. Odniosłam wrażenie, że młode pokolenie jest żwawe, pobudzone i dobrze ubrane. Wszyscy na elektrycznych hulajnogach, które i w moim rodzinnym Krakowie cieszą się już dużą sławą. Nie dziwie się, to tani i efektowy sposób przemieszczania się po wiecznie zakorkowanych miastach. Ze wszech stron otacza mnie społeczność w typie skandynawskim, o wysokim poczuciu smaku i stylu, dużo sklepów z dizajnem i kawiarnie z antykami. Reykjavik Roasters to jedna z bardziej hipsterskich miejscówek w mieście. Pełno tu starych mebli z drewna i staromodnych zestawów wypoczynkowych, poustawianych w białych, odrapanych ścianach. Na polecenie barmanki zamówiłam przelew w oczekiwaniu na otwarcie Hillgrimskirkja, kościoła w imponującym stylu górującego nad całym miastem. W środku ascetycznie i biało, jak na luteran przystało. Wzrok przykuwają monumentalne, metalowe organy, wyobrażam sobie, że w tej przestrzeni muszą grzmieć ze zdwojoną mocą.

W parkach moda na gry zespołowe, rzut frisbee oraz kubb. Ta ostania to zdaje się odmiana francuskiej petanki tyle, że rzuca się drewnianymi kołkami. Mam też nieśmiałe wrażenie, że pełno tu dziwaków, samotników, odszczepieńców. Do parku jak. gdyby nigdy nic wjeżdża starszawy pan, na czerwonym skuterku, w bejsbolówce, dźwiękami głośnej islandzkiej muzyki zagłuszając przyjemną ciszę tej przestrzeni. Objeżdża cały park wokoło, patrzy wszystkim głęboko w oczy, jedną rękę zawadiacko trzymając w kieszeni. Po chwili zmienia piosenkę i zatacza kolejne koło. Zdaje się, że jego fenomen zastanawia tylko mnie, nikt inny nie zwraca na niego zbytniej uwagi. A chociaż Polaków miało być od groma, od wczoraj na ulicach słyszę tylko islandzki. Gdzie i dlaczego się ukrywacie rodacy?-pyta moje patriotyczne serce.

3+

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *