To, co zobaczyłam na wczorajszym wyspiarskim spacerze zdecydowanie zasługuje na specjalną uważność. Popołudniowe słońce ogrzewało czule lokalne klify i nie mogłam oderwać od tego wszystkiego oczu. Aż raziło. Tutaj krajobraz przeobraża się jak chce, udowadniając, że świat bawi się ze słońcem w najlepsze. Takie światło nie zdarza się często. Były to tak przyjemne odcienie, wpadające w złoto, że siedziałam na ławce jak zahipnotyzowana. W zimowym płaszczu, grubych rękawicach i wełnianej czapce. Zimno wokół wcale mi nie przeszkadzało. Polecam ten rodzaj transu. Czyste, oceaniczne powietrze, promienie na twarz plus spowolniony wdech i wydech. Viva złote słońce na Vestmannaeyjar!