Oddech oceanu

Letnie sanktuarium

Zastanawialiście się kiedyś co świadczy o witalności oceanu? Wydaje mi się, że ostatnio zbliżyłam się o jeden mały kroczek do tajemnicy tej otchłani. I to dzięki Islandii. Może się łudzę, ale czy takie złudzenia nie są okej?

Vestmannaeyjar czyli nasz obecny dom to Islandia w pigułce. Główna wyspa Heimaey, sama pochodzenia wulkanicznego, na swym grzbiecie nosi dwa wulkany, jeden już wygasły, drugi nadal aktywny.

I choć jest to miasteczko w dużym stopniu industrialne, a przemysł wyspy koncentruje się wokół przetwórstwa rybnego, to znalazło się tu także miejsce dla pierwszego na świecie sanktuarium wielorybów. Świat jest pełen sprzeczności.

Zrządzeniem losu, zostałam zaangażowana w sprawy tych niezwykłych ssaków.

Pracuję w recepcji głównego hotelu na wyspie. Jako, że gości w tym dziwnym okresie jest coraz mniej, zgłosiła się do nas organizacja Sealife Trust z zapytaniem o pomoc przy wielorybniczym projekcie. Moim zadaniem stało się podglądanie nocnego życia dwóch ocalonych z szanghajskiego cyrku bieług, które są pierwszymi, stałymi rezydentkami utworzonego w zatoce wyspy sanktuarium. Mowa tu o Little Grey i Little White. Imiona te są sprzeczne z ich realnymi rozmiarami. Jeśli komuś temat ciężkiego losu zwierząt jest bliski, polecam dokument o wielkiej operacji logistycznej, jaką było przetransportowanie tych ssaków z Chin na Islandię pt. “John Bishop’s Great Whale Rescue”.

Moja prywatna relacja z tymi stworzeniami, którą nawiązałam niechcący, a zarazem z przymusu, nie ma wiele wspólnego z wielką akcją ocalania zwierzęcego świata. Przywiązałam się do nich intymnie, jak do wirtualnych sióstr. Obie są płci żeńskiej i pozwalają mi oglądać siebie na obrazach płynących z kamer, umieszczonych w wietrznej zatoce klifu Heimaklettur. Najlepiej widać je jednak za dnia, ze szczytu klifu. Ich białe grzbiety falują miarowo w błękitnej wodzie zatoki (patrz tytułowe foto). 

Ja wytresowałam swój wzrok do wychwytywania ich miarowych oddechów, a właściwie piany, którą nimi wytwarzają, na nocnych wizjach z kamer i mimowolnie się zahipnotyzowałam.

Często zatem łudzę się czy w taki właśnie sposób namacalnie oddycha ocean? Moje zmęczone oczy zdają się podpowiadać, że tak. Ale czy ocean w ogóle potrzebuje powietrza? Wieloryby napewno. Siedzę w ciemnym i dusznym kantorku recepcji i gdybam, jak taką wielorybniczą regularność i spokój wprowadzić w ludzkie życie? Wdech i wydech. Co 25 minut jak bum cyk cyk. I po co komu taka rytmiczność potrzebna? Czy ona zbliża człowieka do tej słynnej równowagi? Wizja się rozpływa, a ja przecieram niewsypane oczy. Zapisuję 1:46- two whales; camera 01. Pytania, jak zwykle nie mają końca.

Dajcie się zahipnotyzować. 

2+

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *