Jesienny redyk

Owce na Islandii widuje się często. Pola do wypasu mają nie lada. Te z głównej wyspy skubią trawę na tle wulkanów i lodowca, te tutaj, z Heimaey, na skalistych klifach z widokiem na ocean. Pytanie czy to, gdzie skubią ma na nie jakiś wpływ, pozostawiam otwarte, chciałam jednak odpowiedzieć na inne, które zaprzątało moją głowę od kiedy pojawiłam się na Vestmannaeyjar.

Jak rzeczone owce dostają się na owe strome klify, i jak z nich schodzą? Czy żyją tam całorocznie, czy też kiedyś, i w jakiś sposób ich właściciele zbierają je ponownie? Słyszałam plotki o specjalnych helikopterach, które jakoby specjalizują się w owczym biznesie i pomagają hodowcom. 

Jeśli faktycznie tak jest, to musi to wyglądać spektakularnie, myślałam do siebie, i kiedy tylko miałam okazję gapiłam się w okno, by za żadne skarby nie przegapić tego widowiska. 

Prawdziwej odpowiedzi nie czekałam długo. Udało mi się zobaczyć cały spektakl z bliska. W jeden, z ostatnich słonecznych dni kiedy wybraliśmy się z Billim zdobyć klif Heimaklettur. Jako, że początek trasy jest super stromy, wspinaliśmy się (ja chwiejnie) z pomocą kilku drabin przymocowanych do skał, gdy wtem usłyszeliśmy krzyki w islandzkim języku. A oto cośmy zobaczyli. Nie polecam najmłodszym i najwrażliwszym widzom. 

Helikopterów zatem nie było, były liny, wystraszone owce i gruboskórni Islandczycy w swoich wełnianych sweterkach. Poinformowali nas, że zdejmują tylko te najmłodsze, które wkrótce wylądują na ich stołach. Starsze zostają na klifach całą zimę, jako, że przez kojący wpływ oceanu na klimat, śniegu tu nie uświadczysz. 

Kiedy nieśmiało spytałam, czy nigdy w ten sposób fizycznie nie uszkadzają owiec, odpowiedzieli, że nie i dziwnie się roześmiali. Czułam, że ich więź z tymi zwierzętami podlega innym kryteriom. Najstarszy z nich, blisko 90-tki, ponoć codziennie wspina się do swoich owiec dokarmiać je chlebem i rozpalać świece, odstraszające złe moce. I rzeczywiście, kilkakrotnie podczas nocnych spacerów po miasteczku, zaobserwowaliśmy ciepłe światło ognia wybijające się z ciemności klifu. Podobne ogniste przesądy można znaleźć w tradycji polskich redyków czyli uroczystych wyjść i powrotów pasterzy z wypasów owiec. 

Rozbudzona tymi informacjami dokonałam kolejnego dziecinnego haftu, którego sens, jeśli w ogóle, uwidacznia się tylko na dużym zbliżeniu. Dla ułatwienia zestawiam ze zdjęciem inspiracyjnym. 

4+

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *